Zmarł Andrzej Pawłowski – mój wyśmienity przyjaciel.

Jarosław Abramow-Newerly

Taką ilością talentów jaką obdarzony był Andrzej Pawłowski spotyka się bardzo rzadko. Ja przynajmniej nie znałem drugiego takiego człowieka. Z zawodu lekarz i naukowiec, z zamiłowania rzeźbiarz, pisarz i kolekcjoner sztuki. Jako lekarz już w Polsce cieszył się opinią jednego z najzdolniejszych młodych dermatologów i to zarówno praktyków jak i pracowników naukowych. Właśnie miał zostać docentem Akademii Medycznej w Warszawie kiedy w 1971 roku wraz z żoną Danutą, również lekarzem, zdecydowali się na wyjazd z Polski. Najpierw znaleźli się w Anglii, gdzie przyszła na świat Ich córka Sonia, a potem przyjechali do Kanady. Po bardzo trudnym okresie nostryfikacji dyplomów otworzyli prywatną praktykę lekarską w polskiej dzielnicy w Toronto. Przez Ich gabinety przy ulicy Roncesvalles przewinęło się mnóstwo pacjentów. Wśród nich znalazłem się i ja. Danusia była moją lekarką rodzinną, a Andrzej dbał o moją skórę. Między innymi usunął mi z nosa tak zwane błękitne znamię. – Po co Ci to nosić. Przyjdź do mego gabinetu, wytniemy je i spokój. Po co czekać aż się przerodzi w melanomę –  powiedział.

Podczas zabiegu podziwiałem zręczność Jego rąk. Zoperował to perfekcyjnie. Do dziś nie mam śladu na nosie. Andrzej był wybitnym znawcą melanomy, prowadził nad nią badania naukowe, wykładał na Uniwersytecie i ogłosił wiele cennych prac z tego zakresu. Niedawno nie bez satysfakcji przyznał mi się, że właśnie znajomy dermatolog powiedział Mu, że ich praca naukowa, którą kiedyś razem pisali wciąż jest aktualna i często cytowana. Każdemu by takie sukcesy wystarczyły, tylko nie Andrzejowi. Czuł w sobie siły twórcze. Po godzinach pracy pisał i rzeźbił. Zawsze interesował się sztuką i artystami, zwłaszcza polskimi. Chodził na wszystkie ich wystawy, kolekcjonował obrazy i zamieszczał swoje recenzje w „Związkowcu” i „Głosie Polskim”.

Na jednym z takich wernisaży poznał rzeźbiarza Edwarda Koniuszego i zachwycił się jego rzeźbami w drzewie i kamieniu. Napisał o nim entuzjastyczną recenzję. Kiedy się bliżej poznali Andrzej przyznał się, że też w domu trochę rzeźbi i pokazał mu swoje amatorskie próbki. Koniuszy przychylnie je ocenił i zaproponował Andrzejowi, że może Go uczyć rzeźby, na co Andrzej z radością przystał. Okazał się bardzo pojętnym uczniem i tak oto Koniuszy uczynił z Niego zawodowego rzeźbiarza. W 1985 roku Andrzej wstąpił do „Sculptors Society of Canada” (SSC) i „Polsko Amerykańskiego Towarzystwa Artystów” (PAAS), a w latach 1992-1994 był nawet prezesem Kanadyjskiego Towarzystwa Rzeźbiarskiego (SSC). W siedzibie tego Towarzystwa miał wiele wystaw indywidualnych i zbiorowych. Za swoje oryginalne prace łączące w sobie kamień, drzewo i różne przedmioty użytkowe zdobywał liczne nagrody. Przyjaźń z Koniuszym zaowocowała książką Andrzeja „Edward Koniuszy – The Sculptor” . Po  śmierci Koniuszego Andrzej opiekował się jego żoną, aż do chwili jej zgonu w zeszłym roku. Był zawsze niezwykle wierny w przyjaźni i prawdziwą przyjaźń cenił najwyżej.

Nigdy nie zapomnę, że jak tylko przyjechaliśmy do Toronto w 1985 roku z Wandzią i naszą małą Marysią, to właśnie w domu Pawłowskich odbył się mój wieczór autorski. Andrzej zaprosił wiele znaczących osób. Wśród gości na honorowym miejscu siedział Jego Ojciec, inżynier Julian Pawłowski. Człowiek nieprzeciętny. Dożył rekordowego wieku stu dwóch lat. Na swoje stulecie sprawił sobie jasny garnitur i kazał koniecznie kupić biały, jedwabny krawat. Tego białego krawata Andrzej szukał w sklepach po całym Toronto. Kiedy redagowałem „Związkowca” wprowadziłem w nim rubrykę „Jak dożyć stu lat – seniorzy udzielają rad”. Pan Julian udzilił zaskakującej rady. Nie mówił o zdrowym odżywianiu czy potrzebie ruchu, tylko powiedział, że najważniejszą rzeczą w długim życiu jest mieć czyste sumienie. Wtedy śpi się spokojnie. Mądrość tej rady oceniłem dopiero z czasem.

Andrzej od dawna interesował się polską dzielnicą, w której jako lekarz pracował. I tak powstała w 1993 roku w dwóch językach po polsku i po angielsku „The saga Roncesvalles” – dziś bezcenne źródło informacji o polskich sklepach i instytucjach w Toronto w drugiej połowie ubiegłego stulecia. W tym samym mniej więcej czasie zainteresował się studiami nad włoskim poetą Dantem. Włochy i sztuka włoska zawsze Go interesowały. Powstał z tego dramat „Dante na stopniach nieśmiertelności” (1995), który w wersji angielskiej był zagrany w teatrze Uniwersytetu London Ontario. Byłem na tej premierze. Sugestywna gra aktorów ujawniła ponadczasowy i uniwersalny język pisarstwa Andrzeja, Jego prawdziwy kunszt. W późniejszych latach Andrzej związał się z wydawnictwem Adam Marszałek w Toruniu i w tym Wydawnictwie ukazało się wiele Jego książek. „Pochylony nad Łokietkiem – opowieść historyczna urealniona” (2004), do której wstęp napisał profesor Henryk Samsonowicz, który bardzo wysoko ją ocenił. Następne książki Andrzeja to „Zatrzymać cień Boga” (2005), „Smierć Hermesa”, (2010), „Skazani wyobraźnią” (2012), „Anielski Bessarion” (2014), wreszcie „Kardynał od Swiętego Anioła” (2017). Każda z nich wymagała żmudnych studiów historycznych. Andrzej szperał po bibliotekach, sięgał do łacińskich oryginałów, studiował „Kronikę Długosza”. Nie przesadzę jeśli powiem, że zdobył profesorską wiedzę. Nic dziwnego, że Jego książki omawiane były na seminariach ze studentami na przykład na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego.

Jak już wspomniałem Andrzej posiadał niezwykły dar przyjaźni, stawiał też swym przyjaciołom wysokie wymagania. Musieli to być ludzie twórczy, których prace cenił. Najcześciej artyści plastycy. Ale nie tylko. Utrzymywał żywy kontakt z kolegami ze szkoły „Batorego” w Warszawie i był zawsze dumny, że ją ukończył w 1951 roku. Z wdzięcznością wspominał swoich szkolnych profesorów. – Na przykład Marian Dowiat, historyk! – mówił – Wyśmienity profesor! Wyśmienity! – podkreślał. Ta zdolność zachwytu nad ludźmi, których prawdziwie cenił była jeszcze jedną Jego wspaniałą cechą. Zwykł wtedy używać rzadkiego słowa „wyśmienity”, które dziś zastąpił angielski wyraz „super”.

Andrzej niezwykle dbał o polszczyznę zarówno w mowie jak i w piśmie.  To właśnie temu ukochanemu Liceum podarował rzeźbę króla Stefana Batorego, a do biblioteki szkolnej przesłał swoją książkę „Złoto Batorego”. Pojechał też na obchody stulecia powstania Liceum, które przypadły we wrześniu 2018 roku. Spotkał się tam ze starymi „batorakami” i nie przypuszczał, że widzi ich po raz ostatni. Choroba nowotworowa zaskoczyła Go w pełni sił twórczych. Właśnie ukończył książkę „Dolina wyschniętej rzeki”. Zbiór krótkich opowiadań o ludziach ważnych, których spotkał w życiu. –  W gruncie rzeczy jest to rzecz o przyjaźni! – mówił – gdyśmy spacerowali z naszymi psami pobliską rawiną. Właśnie ta rawina nasunęła Mu pomysł tytułu książki. U Andrzeja wszystko przetwarzało się twórczo. Nawet ten nasz spacer z psami. Książka ukazała się w Wydawnictwie Adam Marszałek. Andrzej przywiązywał do niej wielką wagę. Sam zaprojektował okładkę. Z niecierpliwością czekał na jej nadejście. Wydawnictwo zapewniało, że ją wysłało. – To skandal!   Dlaczego nie przychodzi!? Chcę przed śmiercią ją dotknąć! Nacieszyć wzrok! Czy oni tego nie rozumieją!? – denerwował się – Wiesz – podjął po chwili – Mnie się wydaje, że to nie ja odchodzę, tylko świat ode mnie się oddala. 

Odchodził z zadziwiającym męstwem w pełnej świadomości śmiertelnej choroby. W końcu był lekarzem. Przed śmiercią domagał się przyjścia przyjaciół i rodziny. Chciał się z nimi pożegnać. Otoczony był niezwykłą opieką żony Danuty, z którą przeżył blisko pięćdziesiąt lat i córek Moniki i Soni. Były też wnuki Andrzeja – Ola i Karolina oraz Tristan i Julian. To imię Julian odziedziczył oczywiście po swoim pradziadku. Andrzej bardzo dbał o tradycję rodzinną. Jestem pewien. że Jego wnuki do końca życia zapamiętają swojego niezwykłego Dziadka.

Przed śmiercią Andrzej słuchał muzyki Chopina i Rachmaninowa, głaskał swoją czarną jamniczkę Manię. która wiernie czuwała na Jego łóżku i oglądał  satyryczne grafiki, które specjalnie dla Niego rysował Jego przyjaciel Wiktor Gad Zajkowski. – Wyśmienite rysunki – szeptał – Wyśmienite…

Odszedł spokojnie w piątek 11 stycznia 2019 roku w swoim mieszkaniu pełnym obrazów i własnych rzeźb. Podczas ceremonii pożegnalnej świetny malarz Tadeusz Biernot, który specjalnie przyjechał z Hamiltonu, żeby pożegnać Andrzeja, powiedział mi ze wzruszeniem: – Powiem Ci Jarku, że w życiu nie spotkałem człowieka, który by tak dokładnie umiał zaplanować swój czas. Wykorzystywał dosłownie każdą minutę. Dlatego mógł tyle stworzyć.

A stworzył naprawdę wiele. Czas to właściwie oceni. Pozostaną po Nim rzeźby przestrzenne w ośrodku rzeźbiarkim w Orońsku i Szydłowcu oraz mądre i ciekawe książki. W tym ta ostatnia, której wydania już nie doczekał. Ja zaś z chwilą śmierci Andrzeja straciłem najbliższego przyjaciela, wyśmienitego rzeźbiarza, który głęboko wrył się w moje serce. Bardzo mi Ciebie będzie brak, Andrzeju. Bardzo, bardzo.

__________

O Andrzeju Pawłowskim:

Zatrzymać cień. Andrzej Pawłowski.




Zatrzymać cień. Andrzej Pawłowski.

Katarzyna Szrodt

…Andrzej zmarł po ciężkiej i krótkiej chorobie 11 stycznia  poinformowała Danuta Pawłowska. 

Są ludzie niezastąpieni. Nie sposób wyobrazić sobie życia kulturalnego Polonii torontońskiej bez Andrzeja Pawłowskiego – czujnego i wrażliwego kronikarza wydarzeń artystycznych, znawcy i kolekcjonera sztuki polskiej tworzonej w Kanadzie. Lekarz, rzeźbiarz, pisarz, kolekcjoner sztuki – Andrzej Pawłowski był wyjątkową postacią w polonijnym i kanadyjskim życiu artystycznym. Był modelowym przykładem emigracji spełnionej, która łączy w jedność to, co najlepsze wyniesione z historii i kultury ojczystej, z tym, co oferuje nowy kraj osiedlenia.

Od początku swego pobytu w Kanadzie, Andrzej wyczulony był na twórczość żyjących tu polskich artystów plastyków, dostrzegając trudności wynikające z emigracji talentu. Pięknym owocem tej troski stała się przyjaźń i opieka roztoczona nad rzeźbiarzem Edwardem Koniuszym. Dzięki Andrzejowi, propagatorowi twórczości Koniuszego, dzięki niezwykłej relacji mistrz-uczeń, której efektem stała się między innymi książka Edward Koniuszy – The Sculptor, pamięć o tym niedocenionym w Kanadzie rzeźbiarzu  została ocalona. W „Związkowcu” i w „Głosie Polskim”, dwóch opiniotwórczych periodykach polonijnych ukazujących się w Toronto, Andrzej zamieszczał teksty na temat sztuki tworzonej przez polskich artystów-emigrantów, przedstawiał sylwetki plastyków, zamieszczał reportaże z wernisaży, analizował zawiłości wynikające z przeniesienia na kanadyjski grunt twórców ukształtowanych przez polską i europejską sztukę. Teksty Andrzeja Pawłowskiego tworzą fresk ukazujący dzieje polskiej plastyki w Kanadzie od połowy lat 70. do końca lat 90. Podsumowaniem tej tematyki stał się jego znakomity esej A Polish way to Candian Art, znajdujący się w publikacji Benedykta Heydenkorna A Community in Transition. The Polish Group in Canada. Z perspektywy czasu widać, jak bezcenna dla badaczy sztuki emigracyjnej jest ta kronika „złotego okresu” rozwoju plastyki polskiej w Kanadzie, gdy nastąpiło teraz otwarcie się polskiej historii sztuki na ten rozdział polskiego dziedzictwa.  

Ze znawstwem i wrażliwością, Pawłowscy stworzyli kolekcję prac,  obrazującą najciekawsze dokonania artystów-emigrantów, pokazującą różnorodność stylów i tematów – od rzeżby, poprzez oleje, grafikę i rysunek. W latach 90. swoją kolekcję, liczącą ponad 70 prac, Danuta i Andrzej Pawłowscy ofiarowali Konsulatowi Generalnemu RP w Toronto, by tam, prezentowana we wnętrzach reprezentacyjnych konsulatu, cieszyła wszystkich odwiedzających placówkę.

Spotkanie Andrzeja Pawłowskiego z Edwardem Koniuszym zaowocowało rozwinięciem drzemiącego w Andrzeju talentu rzeźbiarskiego. W pracowni Andrzej był w pełni szczęśliwy. Zmagał się z materią kamienia, puszczał wodze fantazji, łączył ze sobą najbardziej nieoczekiwane materiały wtórne wyzyskane dla sztuki z codzienności i tworzył z nich zaskakujące formy półabstraktów. Rzeżby Andrzeja rozmawiają z nami i prowokują do myślenia – są dowcipne, odwołują się do  przeszłości, często noszą imiona filozofów.

Proporcje, anatomia, ubiór i inne detale są podporządkowane narracji. Służą do pobudzenia myśli i wywołania skojarzeń” – napisał Andrzej w „Huśtawce”.

Z rzeżb Pawłowskiego wykonanych w kamieniu, kości, drzewie, metalu, emanuje związek europejskich tradycji ze sztuką archaiczną i sztuką Inuitów. Od 1985 roku Andrzej był członkiem Sculptor’s Society of Canada (SSC) oraz Polsko-Amerykańskiego Towarzystwa Artystów (PAAS). W latach 1992-1994 był prezesem SSC, za co wyróżniony został medalem. Andrzej miał kilka wystaw indywidualnych i brał udział w licznych wystawach zbiorowych w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Polsce, we Włoszech, na Węgrzech. Jego prace znajdują się w Museo Dantesco w Rawennie, Muzeum Rzeżby w Orońsku, w wielu kolekcjach prywatnych. Za swoje prace otrzymał m.in. nagrodę La Puente w Kaliforni w 1986 roku, drugą nagrodę Nepeth Mundo Society w 1986 roku, nagrodę Polsko-Amerykańskiego Towarzystwa Artystów w 1988 roku.

Kolejnym talentem, który Andrzej rozwinął i poświęcił się mu, od lat 90. do ostatnich dni życia, była twórczość pisarska. Pasja przyglądania się przeszłości, analiza życia wyjątkowych jednostek w dziejach historii, religii i sztuki europejskiej, stały się przedmiotem wnikliwych studiów, które owocowały kolejnymi książkami: The saga Roncesvalles (Toronto 1993), Dante na stopniach nieśmiertelności (Toronto 1995), Pochylony nad Łokietkiem: opowieść historyczna urealniona (Toruń 2004), Zatrzymać cień Boga (Toruń 2005), Śmierć Hermesa ( Toruń 2010),  Skazani wyobrażnią (Toruń 2012), Anielski Bessarion (2014), Kardynał od Świętego Anioła (Toronto 2017). Zdumiewała ta niezwykła pracowitość Andrzeja, jego kreatywność i nienasycenie intelektualną przygodą literacką. Przez wiele lat, spędzając wakacje we Włoszech, badał archiwa bibliotek i zakonów, historie miasteczek, fascynowali go humaniści, myśliciele, duchowni i artyści doby renesansu. Rozumiał ich lepiej niż współczesnych – znakomicie wczuwał się w epokę, odtwarzał tok ich myśli i rozmowy. Książki Andrzeja są erudycyjną przygodą, wymagają od czytelnika całkowitego poddania się wielowątkowości narracji i skupienia na przekazywanej wiedzy, pisane są znakomitą polszczyzną. W swoim gabinecie w Toronto, oddalony od zgiełku codzienności, pracował w myśl sentencji, którą odkrył we Włoszech nad drzwiami prowadzącymi do klasztornego dziedzińca: „ Wyciszony umysł staje się mądrzejszy”.

I jeszcze jeden talent Andrzeja – talent przyjaźni. Dane mi było znaleźć się w gronie osób obdarowanych przyjażnią Andrzeja. Gdy przygotowywałam doktorat poświęcony twórczości polskich artystów plastyków na emigracji w Kanadzie, otrzymałam pełne wsparcie, dostęp do prywatnych archiwów, długie godziny poświęcone na omawianie tematu, który Andrzej znał od podstaw. Z jego inicjatywy wiele cennych archiwów artystycznych znalazło się w Archiwum Emigracji Biblioteki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, co wskazało drogę twórcom na emigracji, że warto przekazać dokumentację do kraju, by mogli korzystać z niej przyszli badacze.

Zamknęło się twórcze, pracowite życie. Andrzej Pawłowski – człowiek renesansu, w pełni wykorzystał ofiarowane mu przez los talenty. Zachwycał pracowitością, wytrwałością, nieustanną ciekawością ludzi i idei. Wniósł ogromny wkład w rozwój i zachowanie polskiego dziedzictwa artystycznego powstałego poza krajem.

Żegnam Andrzeja Pawłowskiego fragmentem z jego Śmierci Hermesa:

Wrócisz w strony, które ukochałeś i nie do świata sztucznie spojonego systemem Pax Romana czy Pax Christiana, tylko złączonego poznaniem wspólnej dla wszystkich prawdy. Prawdy o życiu i śmierci, o wartości człowieka i jego wierzeń, tolerancji i dostatku. Prawdy oddzielonej od kłamstwa i brutalności. Prawdy o wartościach kultury i ludzkiej myśli, od której zostanie odsiana chęć zniszczenia. Wróć do swego dzieciństwa i młodości. Odejdż w pokoju.

Polonia kanadyjska i kultura polska straciły wyjątkową osobę zasłużoną dla rozwoju myśli i sztuki.

Wspomnienie o Andrzeju Pawłowskim autorstwa Jarosława Abramowa-Newerly’ego ukaże się w środę 30 stycznia 2019 r.

O Andrzeju Pawłowskim w artykule Katarzyny Szrodt p.t. „Twórczość polskich artystów plastyków w Kanadzie”:

Twórczość Polskich Artystów Plastyków w Kanadzie.

______________

Katarzyna Szrodt, doktor nauk humanistycznych, badaczka polskiej sztuki emigracyjnej w Kanadzie. Mieszka w Montrealu.         




Etalon. Rzeźby Ryszarda Litwiniuka w Gdańskiej Galerii Miejskiej.

ReklamaOd 8 grudnia 2017 do 21 stycznia 2018 r. w Gdańskiej Galerii Miejskiej przy ul Piwnej 27/29 miała miejsce wystawa prac Ryszarda Litwiniuka p.t. „Etalon”. Kuratorką wystawy była Grażyna Tomaszewska-Sobko.

Etalon, to pojęcie wywiedzione z języka matematyki, które rozumiane jest jako punkt odniesienia dla ustalenia jednostek miary. Dla Ryszarda Litwiniuka takim punktem odniesienia do jego twórczości jest Gdańsk. W tym mieście studiował rzeźbę. Tutaj w kolejnych latach mieszkał i pracował twórczo do czasu, gdy przeprowadził się do Kanady w połowie lat 90. Po wielu latach przebywania i prezentowania swoich prac za granicą, m.in. w Szwajcarii, Korei Płd, Niemczech, Argentynie, Finlandii, Indiach, na Cyprze i Kanadzie artysta powraca z wystawą do Gdańska, by odnaleźć punkt wyjścia swojej twórczości.

W swoich realizacjach Litwiniuk używa bardzo różnych tworzyw, zawsze jednak związanych z naturą. Podstawowym medium jego twórczości jest drewno, choć wykorzystywał w swoich realizacjach również śnieg, lód, wodę, trawę, kiełkujące nasiona czy ziemię. Drewno już jako tworzywo pełne jest znaczeń i symboliki. W sposób oczywisty reprezentuje życiodajne siły i trwanie w czasie. W swoich najnowszych pracach artysta otwiera pnie drzew wysuwając z nich coraz mniejsze i mniejsze struktury słoi, przywołując tym samym skojarzenia z nieskończonością. Swoją ogromna siłę oddziaływania prace Litwiniuka zawdzięczają dużej skali w jakiej są wykonane, ale też z pozornej prostoty polegającej na skupieniu się na materialności bryły i nieukrywaniu śladów narzędzi procesu twórczego.

Wystawa rzeźb Ryszarda Litwiniuka to kolejna ekspozycja zorganizowana w ramach cyklu Logos –Bios, do którego zostali zaproszeni artyści rzeźbiarze analizujący i konfrontujący wątek styku kultury i natury. Przestrzeni chaosu reprezentowanego przez biologię i przestrzeni logosu, utożsamianego z uporządkowaniem, ludzką ingerencją czy wręcz symboliczną opresją.


Ryszard Litwiniuk (ur. 1966)
Absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, Wydział Rzeźby. Dyplom w pracowni prof. Edwarda Sitka w styczniu 1992 r. W latach 1998 – 2013 mieszkał i pracował w Kanadzie. Obecnie tworzy w Warszawie i na Żuławach. Zajmuje się rzeźbą, rysunkiem, grafiką i instalacją. Jego prace prezentowano na wystawach indywidualnych i zbiorowych w galeriach w: Kanadzie (1998 – 2011) – m.in.: McMichael Canadian Art Collection, MacLaren Art Centre, Samuel J. Zacks Gallery, York University, University of Toronto, Mount Carmel Museum & Art Gallery, Thames Art Gallery, Karsh-Masson Gallery Art Square Gallery,Living Arts Centre, Distillery District, Cambridge Sculpture Garden, Toronto Art Fair International; USA (2010) – Command Solutions Space, Buffalo, Nowy Jork); Polsce (1992 – 1997, 2017) – Galeria EL,  Elbląg, Galeria Rzeźby Warszawa; Szwecji  (1998) – Konst Fran Elblag  – Kulturcentrum Ronneby; na Węgrzech (2016) – Small Gesture, Nature Alliance, Eco Avantgarde, Kunsthalle – Mucsarnok, Budapeszt.
Uczestnik sympozjów i plenerów związanych ze sztuką ziemi w Szwajcarii, Korei Płd, Niemczech, Argentynie, Finlandii, Indiach, na Cyprze, w Polsce i Kanadzie. Laureat: nagrody fundowanej Rektora Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w konkursie „Konfrontacje Sztuki 2016”, nagrody specjalnej Fondo de las Artes Buenos Aires (Argentyna, 2000), pierwszej nagrody Vogtlangisches Holzbildhauer Symposium (Niemcy, 2001), srebrnego i brązowego medalu w Salonach Rzeźby w Warszawie (1994 – 1996), stypendysta: The Pollock Krasner Foundation Inc. New York (USA, 1994), Ontario Arts Council i Canada Council Grants (1998 – 2004) oraz rezydent w Vermont Studio Center (USA, 1999).

Źródło: www.ggm.gda.pl

Ryszard Litwiniuk na Culture Avenue:

http://www.cultureave.com/ryszard-litwiniuk-na-miedzynarodowym-sympozjum-rzezbiarzy-forma-viva-w-kostanjevicy-na-slowenii/

http://www.cultureave.com/ryszard-litwiniuk-system-otwarty/

http://www.cultureave.com/ryszard-litwiniuk-open-system/

http://www.cultureave.com/ryszard-litwiniuk-rzezbiarz-natury/

http://www.cultureave.com/anatomia-drzewa/


Rzeźby Ryszarda Litwiniuka

w Gdańskiej Galerii Miejskiej




„Metamorphosis” w Warszawie. Fotoreportaż z wernisażu.

W dniach 19-30 września 2017 r. w Warszawie, w Galerii SD Szucha 8, można było zobaczyć wystawę „Metamorphosis”, przeniesioną z Howland Cultural Center w Beacon nad rzeką Hudson, w stanie Nowy York w USA. Na wystawie zostały pokazane obrazy olejne Bashi Maryanskiej, rzeźby Kathryn Hart oraz malarstwo, grafiki i ręcznie wykonane kolaże Kamili Wojciechowicz. Mimo różnych technik, którymi posługiwały się artystki wspólnym mianownikiem było podobne patrzenie na świat oraz energia emanująca z ich twórczości. Zdarzało się, że przybyli na otwarcie goście potrafili odczytać nastrój i intencje artystek. Tak było w przypadku Bashi Maryanskiej, gdy jedna z osób odwiedzających rozpoznała w abstrakcyjnym obrazie olejnym echa Powstania Warszawskiego, inspirowanego rodzinną historią i udziałem ojca artystki w Powstaniu.

Oficjalne otwarcie wystawy miało miejsce 21 września 2017 r.

 

O wystawie „Metamorphosis” na Culture Avenue:

http://www.cultureave.com/metamorfozy-bashi-maryanskiej/

http://www.cultureave.com/basha-maryanska-i-nowojorska-wystawa-metamorphosis-w-warszawie/




Twórczość Polskich Artystów Plastyków w Kanadzie.

Katarzyna Szrodt

Andrzej Pawłowski
Andrzej Pawłowski

Twórczość polskich artystów plastyków w Kanadzie to temat złożony, mający swoją ponad siedemdziesięcioletnią historię, gdyż pierwsi artyści plastycy pojawili się w Kanadzie w wyniku wojennej tragedii, po 1939 roku. Przed przedstawieniem tego tematu na międzynarodowej konferencji naukowej: „Polacy i Diaspora Polska w Ameryce Północnej”, zorganizowanej przez Muzeum Emigracji w Gdyni, chcę podzielić się z czytelnikami Culture Avenue kilkoma ogólnymi informacjami dotyczącymi tego ważnego dla polskiej i kanadyjskiej historii sztuki rozdziału.

Trudno dziś sobie wyobrazić, jak wyglądałaby ewolucja diaspory polskiej w Kanadzie, gdyby nie została ona zasilona przez trzy kolejne fale inteligencji i artystów, przybyłe w wyniku wojny i jej politycznych następstw. To dzięki przedstawicielom polskiej elity przedwojennej: dyplomatom, naukowcom, inżynierom, artystom plastykom, pisarzom i dziennikarzom, powstały polskie instytucje naukowe i kulturalne, i nawiązała się współpraca między kanadyjskimi instytucjami nauki i kultury. Kanada nigdy nie była kolebką sztuki i zawsze byt artysty połączony był z dużym wysiłkiem i wyrzeczeniem. Jeśli los imigranta jest długą, trudną drogą w nowym społeczeństwie, w odmiennym języku i kulturze, to los imigranta – artysty jest jeszcze trudniejszy, jeśli zamierza on kontynuować twórczość poza własnym krajem. Sztuka wymaga odbiorcy, twórca potrzebuje środowiska, wymiany myśli, by rozwijać się i tworzyć. Społeczeństwo kanadyjskie, jak i diaspora polska, nie byli i nie są wdzięcznymi odbiorcami, ani nabywcami dzieł sztuki. Artyści fali wojennej, obejmującej lata 1939-1955, przecierali ślady w Kanadzie i to dzięki ich wysiłkom polska sztuka została zauważona. Z tej grupy znane są nazwiska około stu plastyków (malarzy, rzeźbiarzy, ceramików, tkaczy), legitymujących się dyplomami polskich i europejskich uczelni artystycznych, z których do najaktywniejszych trzeba zaliczyć: Marię i Romana Schneiderów, Krystynę Sadowską, Eugeniusza Chruścickiego, Rafała Malczewskiego, Genowefę Staroń, Henryka Hoenigana, Bronkę Michałowską, Edwarda Koniuszego, Stefana Kątskiego, Zofię i Annę Romer.

Nigdy nie będzie polskim artystom tak łatwo i trudno zarazem – przecierali ścieżki do muzeów, galerii kanadyjskich, dekorowali wystawy sklepowe, brali udział w targach sztuki i rzemiosł, organizowali wystawy w salach parafialnych i na bazarach polskich uważając, że każda okazja jest dobra, by pozyskać polskiego i kanadyjskiego odbiorcę.

Drugą falę emigracji artystycznej do Kanady, zwaną falą PRL-owską, z emigracją 1968 roku, tworzy niewielka grupa około pięćdziesięciu twórców, z których wybili się i utrzymywali ze sztuki: Tamara Jaworska, Liliana Lampert, Joanna Staniszkis, William Markiewicz, Kazimierz Głaz, Jerzy Kołacz, Andrzej Pawłowski, Zbigniew Kupczyński, Waldemar Smolarek, Witold Kuryłłowicz i Alfred Hałasa.

Adam Kołodziej
Adam Kołodziej

Lata 60. i 70. w Kanadzie to czas intensywnego rozwoju, rozrasta się Toronto, przyciągając teraz więcej artystów niż Montreal. Rośnie zapotrzebowanie na sztukę w budujących się drapaczach chmur, instytucjach publicznych, przestrzeni miejskiej. Dzięki prospericie ekonomicznej polscy artyści mają pracę, czego ślady, w postaci rzeżb, gobelinów, murali, można odnaleźć do dziś w Toronto, Vancouver, Ottawie i Edmonton.

Dużym wstrząsem wyzwalającym zmiany w polskiej diasporze było pojawienie się w Kanadzie trzeciej fali emigracji, zwanej falą solidarnościową. Była to poważna zmiana oblicza Polonii kanadyjskiej: odmłodzenie jej, ożywienie, przefiltrowanie nowymi prądami politycznymi, społecznymi i kulturalnymi. W liczbie 130 tysięcy emigrantów znalazło się około stu artystów, z których większość osiadła w Toronto, Vancouver, Edmonton, Calgary. Liczba ta pozostaje ruchoma, gdyż wielu plastyków powróciło do demokratycznego kraju, inni znaleźli lepsze warunki w Stanach Zjednoczonych, a część krąży między starym kontynentem a Kanadą. Z dużej grupy aktywnych na kanadyjskim rynku polskich plastyków, imigrantów lat 80. Wybili się m.in.: Ludmiła Armata, Regina Czapiewska, Jerzy Denisiuk, Tadusz Biernot, Leszek Wyczółkowski, Bożena Happach, Irena i Adam Kołodziejowie, Wojtek Nowakowski, Zbigniew Pospieszyński, Wiktor Zajkowski-Gad, Janusz Migacz, Jan Delikat, Piotr Królikowski.

Działalność polskich artystów plastyków na emigracji w Kanadzie jest otwartym i ciągle toczącym się procesem twórczym. Artyści dzielnie walczą o swoje miejsce w kanadyjskiej sztuce, starając się łączyć swoją polską tożsamość z wielokulturowym melanżem, jakim jest Kanada. Jednak dla wielu możliwość pokazania swojego dorobku w ojczyźnie i konfrontacja ze sztuką w kraju – stanowią marzenie-cel-wyzwanie.




Ryszard Litwiniuk na Międzynarodowym Sympozjum Rzeźbiarzy Forma Viva w Kostanjevicy na Słowenii

Drewno to mój materiał, moja tkanka, organizm z potencją czasu, katalogiem zdarzeń… kwindesencją życia. (Ryszard Litwiniuk)


Międzynarodowe Sympozjum Rzeźbiarzy Forma Viva (Formy życia) 2017 r.

W dniach 3-29 lipca odbyło się Międzynarodowe Sympozjum Rzeźbiarzy Forma Viva w Kostanjevicy na Krki oraz Seča pri Porotrožu. Zaproszeni artyści zostali wybrani przez komitet ekspertów, wyłoniony z oragnizatorów Sympozjum, Muzeum Sztuki Božidar Jakac oraz Seča pri Portorožu przy współpracy z Galerią Coastal w Piranie. Wpłynęło 114 zgłoszeń z 39 krajów. Zostało wybranych trzech artystów Gao Meng (z Chin)  z rzeźbą Pig and House, Primož Pugelj (ze Słowenii) z rzeźbą One Cut oraz Ryszard Litwiniuk (z Polski) z rzeźbą Transition. Rzeźby te zostaną w Kostanjevicy na stałe, wzbogacąc powstającą od 1961 roku kolekcję, usytuowaną na wolnej przestrzeni wokół dawnego klasztoru cystersów, w którym obecnie mieści się Muzeum Sztuki Božidar Jakac.


Forma Viva – Międzynarodowe Sympozjum Rzeźbiarzy oraz kolekcja Rzeźby Drewnianej w Kostanjevicy na Krki, Słowenia.

Kostanjevica, nazywana słoweńską Wenecją, jest najmniejszym miasteczkiem w Słowenii i najstarszym w regionie Dolenjska. Centrum miasta mieści się na wyspie, sztucznie utworzonej przez człowieka, otoczonej przez wody rzeki Krki. Z lądem jest ona połączona trzema mostami. Pierwsze wzmianki o Kostanjevicy sięgają 1091 roku, a jako o mieście wspomina się ją już w 1252 roku.

W pobliżu miasta już w 1234 powstał ogromny klasztor cystersów. Był to jeden z najbogatszych terenów ówczesnej Słowenii i jednocześnie centrum gospodarcze i kulturalne regionu. Klasztor – zamek zbudowany na planie kwadratu jest jednym z najważniejszych pomników kultury słoweńskiej, znany przede wszystkim dzięki 260 arkadom otaczającym dziedziniec oraz kościołowi z gotyckimi łukami i kolumnami.

Od 1974 roku w dawnym klasztorze mieści się Muzeum Sztuki i Galeria Božidar Jakac. Jest to największe muzeum na Słowenii, ze względu na wielkość obszaru wystawienniczego. Oprócz zabytkowych wnętrz otacza je bowiem duży teren, wykorzystywany jako Galeria Sztuki. Początkowo Muzeum Sztuki koncentrowało się na prezentacji spuścizny artystycznej z regionów Bela Krajina, Dolenjska i Posavje. Obecnie pokazuje prace słoweńskich artystów XX wieku takich jak Božidar Jakac, a także wielu artystów zagranicznych. W górnej części południowego skrzydła mieści się cenna kolekcja 45 obrazów olejnych mistrzów francuskich, niemieckich, flamandzkich, włoskich z XVII-XIX w.

Muzeum Sztuki Božidar Jakac zarządza także Forma Viva Open Air Wood Sculpture Collection kolekcją drewnianych rzeźb usytuowanych w otwartej przestrzeni wokół dawnego klasztoru oraz w samym mieście Kostanjevica.


Historia Forma Viva – Międzynarodowego Sympozjum Rzeźbiarzy na Słowenii,  jednego z najstarszych spotkań rzeźbiarzy na świecie.

W 1959 roku dwaj słoweńscy rzeźbiarze Janez Lenassi i Jakob Savinšek zobaczyli rzeźby na wolnym powietrzu oraz wzięli udział w sympozjum w St. Margharethen w Austrii i postanowili tę inicjatywę przenieść na Słowenię. Wybrali dwa miejsca – Seča pri Portorožu oraz Kostanjevica na Krki. Każde z tych miejsc określał materiał, jako tworzywo sztuki. I tak Seča pri Portorožu  stała się miejscem rzeźb z kamienia, natomiast wokół Kostanjevicy rosły rozległe lasy dębowe, stąd drewno stało się plastycznym wyznacznikiem tego miejsca.

Sympozjum Forma Viva zostało otwarte po raz pierwszy na Słowenii w tych dwóch lokalizacjach w 1961 roku. Kilka lat później dołączyły jeszcze dwie inne miejscowości – w 1964 roku Ravne na Koroškem (stal), a następnie w 1967 roku Maribor (żelbeton).

Początkowo sympozjum w Kostanjevicy organizowane było co roku i zapraszano ok. 12 artystów z całego świata. Po roku 1967 Sympozjum przekształcono w biennale i od tej chwili organizowane było co dwa lata aż do 1988 roku.

Po 10-letniej przerwie w 1998 r. Sympozjum zostało wznowione, ma miejsce co dwa lata, a do udziału zapraszanych jest trzech rzeźbiarzy, wybranych z listy zgłoszeń przez specjalną komisję. Zarówno organizacją Sympozjum, jak i konserwacją istniejącej już kolekcji, zajmuje się Muzeum Sztuki Božidar Jakac w Kostanjevicy.

Obecnie kolekcja rzeźb, powstająca od 1961 roku, liczy 130 eksponatów prawie wyłącznie wykonanych z dębu. Każdy z zaproszonych artystów wzbogaca tę kolekcję o nowe dzieła. Rzeźby wkomponowane są głównie w otwartą przestrzeń wokół dawnego klasztoru, dziś Muzeum Sztuki Božidar Jakac. Niektóre z rzeźb są umieszczone na skwerach w mieście Kostanjevica oraz nad brzegiem rzeki Krk.

 

Tłumaczenie i opracowanie tekstu na podstawie materiałów otrzymanych z Muzeum Sztuki Božidar Jakac: Joanna Sokołowska-Gwizdka.

Pelna lista uczestników od 1961 roku na stronie internetowej Muzeum Sztuki Božidar Jakac: www.galerija-bj.si/en/forma-viva/udelezenci/


Galeria

Ryszard Litwiniuk – Transition

 

Ryszard Litwiniuk, Transition – zbliżenia, fot. R. Litwiniuk


Dwaj pozostali artyści wybrani do uczestnictwa w Forma Viva 2017 – Gao Meng (z Chin)  z rzeźbą Pig and House oraz Primož Pugelj (ze Słowenii) z rzeźbą One Cut.




Igor Mitoraj. Antyczne retrospekcje.

Ktoś mówi, że mi się w życiu udało, to pukam się w czoło. Na swój sukces pracowałem ponad 30 lat. Zarabiam pieniądze na sztuce i one dają mi wolność. Miałem wprawdzie ogromne szczęście w życiu, bo nigdy nie musiałem prosić galerników o wystawianie moich prac i nie byłem zmuszony do składania ofert kolekcjonerom, ale zanim stałem się wolny, musiałem przejść swoje. Kiedy zaczynałem karierę artystyczną, zarabiałem na życie wnosząc fortepiany i meble na szóste piętra paryskich kamienic.

Igor Mitoraj

Igor Mitoraj, fot. Interia Fakty.
Igor Mitoraj, fot. Interia Fakty.

Artysta jest zaliczany do grona najwybitniejszych współczesnych rzeźbiarzy. Jego prace znajdują się w kilkudziesięciu muzeach, fundacjach i siedzibach największych korporacji na świecie.

Igor Mitoraj (1944-2014) urodził się w Oederan w Rudawach jako syn deportowanej polskiej robotnicy przymusowej i francuskiego jeńca wojennego, oficera Legii Cudzoziemskiej. Po zakończeniu wojny matka wraz z synem powróciła do Polski, do swoich rodziców. Dzieciństwo i młodość Mitoraj spędził w miejscowości Grojec. Po ukończeniu Liceum Plastycznego w Bielsku-Białej wstąpił w 1963 r. na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie studiował malarstwo pod kierunkiem Tadeusza Kantora.

W 1968 roku, po studiach wyjechał do Paryża studiować w Ecole Nationale Superieure des Beaux Arts. Zaczynał tam jako malarz i grafik; w 1976 roku miał wystawę w galerii La Hune w Dzielnicy Łacińskiej.

Później zajął się rzeźbą. Otrzymał propozycję przygotowania wystawy dla galerii ArtCurial w Paryżu, prowadzonej przez bratanka ówczesnego prezydenta Francji, Mitteranda. By przygotować prace do tej wystawy, Mitoraj wyjechał na rok do centrum artystycznych odlewni pracujących w brązie oraz kamieniarzy pracujących w marmurze w Pietrasanta, we Włoszech. Tam powstały pierwsze brązy Mitoraja oraz pierwsze monumentalne rzeźby z białego marmuru z pobliskiej Carrary.

Od momentu wystawy ArtCurial w 1977 roku rzeźby i rysunki Igora Mitoraja pokazano na 120 wystawach indywidualnych na całym świecie. Jego rzeźby, często gigantycznej wielkości, stoją w reprezentacyjnych punktach wielu miast – m.in. w Paryżu na La Defense oraz w Rzymie, Mediolanie, Lozannie, Londynie, Krakowie, Scheveningen koło Hagi, w USA i Japonii.

W 2009 r. Mitoraj wykonał tzw. Anielskie drzwi do kościoła Matki Bożej Łaskawej na warszawskim Starym Mieście.  Wcześniej podobne drzwi stworzył dla kościoła Santa Maria degli Angeli w Rzymie. Wielkim wydarzeniem we Włoszech była ogromna wystawa dzieł Mitoraja w Dolinie Świątyń w Agrigento na Sycylii, w 2011 roku.

Artysta większość życia spędził na Zachodzie, głównie we Francji i we Włoszech. Miał dom i pracownię w Pietrasanta w Toskanii. Do kupna domu w Pietrasanta, we włoskiej stolicy marmuru, miasta rzeźbiarzy, gdzie tworzył m.in. Michał Anioł, namówił go kolumbijski rzeźbiarz Fernando Bolero.  Tę włoską pracownię artysta uważał za „swoje miejsca na ziemi”, choć wcześniej mieszkał w Paryżu, próbował osiedlić się w Meksyku, by poznać sztukę Azteków i podróżował po Grecji, studiując antyczne dzieła sztuki.

Rzeźba Igora Mitoraja "Dedal" w Pompejach, fot. PAP/EPA
Rzeźba Igora Mitoraja „Dedal” w Pompejach, fot. PAP/EPA

Antyk bowiem był jednym z głównych źródeł inspiracji artysty. Tworząc swoje rzeźby odwoływał się wprost do mitologii lub historii Grecji i Rzymu, niekiedy już w tytule samego dzieła: „Ikar”, „Centauro”, „Eros”, „Mars”, „Gorgona”, „Paesaggio Ithaka”. Jak zauważają krytycy sztuki, artysta przywołując piękno i idealne proporcje rzeźb klasycznych, jednocześnie je reinterpretował, uwspółcześniał. Uzmysławiał odbiorcy niedoskonałość ludzkiej natury poprzez umyślne spękania i uszkodzenia powierzchni posągów.

Styl Mitoraja jest obecnie rozpoznawany przez miłośników sztuki na całym świecie. Elementem charakterystycznym prac Mitoraja są usta, które zawsze mają kształt ust autora i stanowią nieformalny „podpis” rzeźbiarza na dziele. Artysta zmarł w Paryżu w 2014 r.

Do 1 maja 2017 r. trwać będzie wystawa 30 prac Igora Mitoraja w Pompejach. Wystawę przedłużono o cztery miesiące i była ona jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych minionych miesięcy we Włoszech. Monumentalna rzeźba „Dedal”  pozostanie tam na zawsze. „Dedal” ustawiony jest przy wejściu na teren pozostałości starożytnego miasta zniszczonego w wyniku wybuchu Wezuwiusza.

Na podstawie: PAP, Wikipedii, TVN24, Culture.pl, oprac. Joanna Sokołowska-Gwizdka

 

Galeria

Igor Mitoraj, Światło księżyca 1991 r, Uniwersytet Jagielloński w Krakowie, fot. Pinterest.
Igor Mitoraj, „Światło księżyca” 1991 r, Uniwersytet Jagielloński w Krakowie, fot. Pinterest.

 

Igor Mitoraj, "Upadły Anioł". Rzeźba usytuowana w pobliżu Krzywej Wieży w Pizie.
Igor Mitoraj,  „Upadły Anioł” („Angelo Caduto”). Rzeźba usytuowana w pobliżu Krzywej Wieży w Pizie.